Płock, panorama Wzgórza Tumskiego

Edukacja

Tadeusz Paciorkiewicz, 1934

Tadeusz Paciorkiewicz podczas nauki w Biskupiej Szkole Organistowskiej, PÅ‚ock 1934. /autor nieznany/

Nauka w tej szkole wciągnęła mnie i przez cztery lata byłem wzorowym uczniem. Jak bardzo nauka w tej szkole pochłonęła mnie może świadczyć fakt, że prawie wszystkie ferie i wakacje nie jechałem do domu i pozostawałem w Płocku aby, mając do dyspozycji wolne instrumenty, gorliwie ćwiczyć. Nic więc dziwnego, że postępując tak przez cały okres studiów miałem ogromną przewagę w nauce nad wszystkimi kolegami. Nieodstępnym moim problemem życiowym były ciągłe braki materialne. Wprawdzie od drugiego roku nauki zarabiałem na wyżywienie graniem i śpiewaniem w kaplicach, najpierw w przytułku dla starców św. Józefa, a potem w kaplicy Szpitala św. Trójcy, to jednak z opłatą za naukę w szkole zalegałem już od drugiego roku i uczyłem się na kredyt. Nie usunięto mnie jednak ze szkoły, być może z powodu moich doskonałych wyników w nauce.

Tadeusz Paciorkiewicz, 1934

Tadeusz Paciorkiewicz podczas ćwiczeń na organach w Biskupiej szkole Organistowskiej, Płock 1934. /autor nieznany/

Biskupia Szkoła Organistów w Płocku miała za zadanie kształcenie przyszłych organistów parafialnych. Dawała także, oprócz specyficznych przedmiotów zawodowych, możliwość zdobycia, w ciągu czterech lat nauki, podstawowych wiadomości w przedmiotach muzycznych, takich jak: gra na fortepianie i organach, tudzież wiadomości teoretycznych, jak: zasady muzyki, solfeż, harmonia, formy muzyczne, historia muzyki, chorał gregoriański, dyrygowanie chórami itp. Na trzecim roku nauki zacząłem myśleć o tym, co będę robił po ukończeniu szkoły. W żadnym razie nie uśmiechało mi się stanowisko organisty, gdzieś na wiejskiej parafii, bo tak w najlepszym razie zaczynała się praktyka młodego absolwenta szkoły. Nie czekając końca nauki pojechałem do Konserwatorium Warszawskiego, przede wszystkim do profesora Bronisława Rutkowskiego, gdzie uzyskałem konieczne dane programowe egzaminu wstępnego dla kandydatów do klasy organowej. Czekały mnie dwa egzaminy: z fortepianu i organów. Teraz skierowałem całą moją siłę i wytrwałość na przygotowanie nie tylko programu czekającego mnie egzaminu dyplomowego Biskupiej Szkoły Organistów, ale przede wszystkim programu egzaminu wstępnego do Konserwatorium Warszawskiego. Rezultaty tej pracy okazały się bardzo dobre, bowiem na czterdziestu kandydatów tylko ja jeden zdałem na czwarty rok studiów, gdy tymczasem inni absolwenci, podobnych szkół muzycznych, byli przyjęci na pierwszy lub drugi rok studiów. Początek był zachęcający. Był to rok 1936.

Teraz stanęły przede mną problemy: mieszkaniowy, wyżywienia, instrumentu do ćwiczeń, opłata czesnego, kupno ubrania i inne. Wziąwszy zaświadczenie z sekretariatu uczelni, stwierdzające zdanie przeze mnie egzaminu wstępnego na studia, pojechałem do mojego brata Alfreda z prośbą o pomoc materialną. Był on wtedy lekarzem w Daleszycach koło Kielc. Fakt zdania trudnego egzaminu i przyjęcia mnie do wiodącej w Polsce uczelni muzycznej został należycie przez niego oceniony. Był ze mnie dumny. Natychmiast kupił mi nowy garnitur i dał potrzebną sumę pieniędzy na opłacenie pierwszej raty czesnego. Na tym, niestety, kończyła się jego pomoc. Był młodym lekarzem, urządzającym swój dom i gabinet lekarski, nie było go więc stać na więcej, ale i to było wiele. Po rozejrzeniu się w nowym terenie i nawiązaniu kontaktów z nowymi kolegami, a w szczególności z Franciszkiem Wesołowskim, który już wcześniej o rok był studentem, zacząłem organizować swoje nowe życie. Kolega Wesołowski wskazał mi adres dwojga starych, uczciwych ludzi przy ulicy Freta 14, gdzie zamieszkałem. Opłatę za mieszkanie zapewniła mi moja siostra Maria.

…Okres okupacji

/Napisane przez kompozytora w Warszawie, 20 listopada 1995 roku./