Dom kupiony w Sierpcu przez Teofila

Dzieciństwo

/Napisane przez kompozytora w Warszawie, 20 listopada 1995 roku./

Teofil

Teofil Paciorkiewicz, połowa lat 30′ XX wieku /autor nieznany/

Ojciec mój, Teofil Paciorkiewicz, był cenionym mistrzem młynarskim w Sierpcu i w powiecie. Matka, Józefa z domu Frejlich, mimo posiadania ośmiorga dzieci (dwoje zmarło w dzieciństwie), prowadziła pracownię krawiecką, cieszącą się dużym uznaniem pań w mieście i okolicy.

Urodziłem się w Sierpcu, jako ósme najmłodsze dziecko, 17 października 1916 roku Najstarszy mój brat Alfred, duma rodziców, po ukończeniu gimnazjum, sławnej Małachowianki w Płocku, podjął studia na wydziale prawa w Wilnie. Szybko jednak zmienił kierunek i udał się do Poznania, gdzie studiował medycynę. Po ukończeniu studiów rozpoczął praktykę lekarską w Daleszycach koło Kielc, a później w Starachowicach, Wieluniu i Opocznie. Siostry, Jadwiga i Maria uczęszczały do miejscowego gimnazjum żeńskiego pani Piniarewiczowej.

Józefa Paciorkiewicz

Józefa Paciorkiewicz z domu Frejlich. Jedyna zachowana fotografia z okresu I Wojny Światowej /autor nieznany/

Z braku pieniędzy przestały się jednak uczyć, by po śmierci matki, w 1920 roku, zająć się domem i młodszym rodzeństwem. Śmierć matki, miała miejsce w okresie ciężkiej sytuacji powojennej, pogrążyła nasz dom w dotkliwą biedę [1]. Starsza siostra Jadwiga wyszła za mąż, a Maria, za sprawą brata Alfreda, który przekonał ojca, że powinna się uczyć, bo jest bardzo zdolna, została posłana na naukę do Seminarium Nauczycielskiego w Płocku. Była to słuszna decyzja, bowiem Maria była bardzo zdolna i bardzo pilna. Po ukończeniu Seminarium Nauczycielskiego w Płocku pracowała w różnych szkołach wiejskich, a tuż przed drugą wojną światową wyszła za mąż. Po wojnie, już jako wdowa, ukończyła wyższe studia matematyczne w Warszawie i aż do emerytury uczyła w Szkole Mechanicznej im. Stanisława Konarskiego w Warszawie. Dwaj bracia, Kazimierz i Józef wybrali sobie praktyczne zawody. Pierwszy założył masarnię, drugi zaś cukiernię.

Moje dzieciństwo po śmierci matki było bardzo trudne. Bez matczynej opieki przeszedłem prawie wszystkie możliwe choroby. Po ukończeniu szkoły powszechnej, przez rok byłem z ojcem i pomagałem mu w domu. W tym czasie ojciec wpadł na pomysł abym wstąpił do Biskupiej Szkoły Organistowskiej w Płocku. Muzyka i śpiew były w naszym domu w sposób amatorski kultywowane. Ojciec zachęcał nas do wspólnego śpiewu, a nawet posyłał na naukę gry na skrzypcach. Teraz miałem się uczyć muzyki zawodowo. Egzamin wstępny wypadł pomyślnie.

…Edukacja

Płock, panorama Wzgórza Tumskiego

Edukacja

Tadeusz Paciorkiewicz, 1934

Tadeusz Paciorkiewicz podczas nauki w Biskupiej Szkole Organistowskiej, Płock 1934. /autor nieznany/

Nauka w tej szkole wciągnęła mnie i przez cztery lata byłem wzorowym uczniem. Jak bardzo nauka w tej szkole pochłonęła mnie może świadczyć fakt, że prawie wszystkie ferie i wakacje nie jechałem do domu i pozostawałem w Płocku aby, mając do dyspozycji wolne instrumenty, gorliwie ćwiczyć. Nic więc dziwnego, że postępując tak przez cały okres studiów miałem ogromną przewagę w nauce nad wszystkimi kolegami. Nieodstępnym moim problemem życiowym były ciągłe braki materialne. Wprawdzie od drugiego roku nauki zarabiałem na wyżywienie graniem i śpiewaniem w kaplicach, najpierw w przytułku dla starców św. Józefa, a potem w kaplicy Szpitala św. Trójcy, to jednak z opłatą za naukę w szkole zalegałem już od drugiego roku i uczyłem się na kredyt. Nie usunięto mnie jednak ze szkoły, być może z powodu moich doskonałych wyników w nauce.

Tadeusz Paciorkiewicz, 1934

Tadeusz Paciorkiewicz podczas ćwiczeń na organach w Biskupiej szkole Organistowskiej, Płock 1934. /autor nieznany/

Biskupia Szkoła Organistów w Płocku miała za zadanie kształcenie przyszłych organistów parafialnych. Dawała także, oprócz specyficznych przedmiotów zawodowych, możliwość zdobycia, w ciągu czterech lat nauki, podstawowych wiadomości w przedmiotach muzycznych, takich jak: gra na fortepianie i organach, tudzież wiadomości teoretycznych, jak: zasady muzyki, solfeż, harmonia, formy muzyczne, historia muzyki, chorał gregoriański, dyrygowanie chórami itp. Na trzecim roku nauki zacząłem myśleć o tym, co będę robił po ukończeniu szkoły. W żadnym razie nie uśmiechało mi się stanowisko organisty, gdzieś na wiejskiej parafii, bo tak w najlepszym razie zaczynała się praktyka młodego absolwenta szkoły. Nie czekając końca nauki pojechałem do Konserwatorium Warszawskiego, przede wszystkim do profesora Bronisława Rutkowskiego, gdzie uzyskałem konieczne dane programowe egzaminu wstępnego dla kandydatów do klasy organowej. Czekały mnie dwa egzaminy: z fortepianu i organów. Teraz skierowałem całą moją siłę i wytrwałość na przygotowanie nie tylko programu czekającego mnie egzaminu dyplomowego Biskupiej Szkoły Organistów, ale przede wszystkim programu egzaminu wstępnego do Konserwatorium Warszawskiego. Rezultaty tej pracy okazały się bardzo dobre, bowiem na czterdziestu kandydatów tylko ja jeden zdałem na czwarty rok studiów, gdy tymczasem inni absolwenci, podobnych szkół muzycznych, byli przyjęci na pierwszy lub drugi rok studiów. Początek był zachęcający. Był to rok 1936.

Teraz stanęły przede mną problemy: mieszkaniowy, wyżywienia, instrumentu do ćwiczeń, opłata czesnego, kupno ubrania i inne. Wziąwszy zaświadczenie z sekretariatu uczelni, stwierdzające zdanie przeze mnie egzaminu wstępnego na studia, pojechałem do mojego brata Alfreda z prośbą o pomoc materialną. Był on wtedy lekarzem w Daleszycach koło Kielc. Fakt zdania trudnego egzaminu i przyjęcia mnie do wiodącej w Polsce uczelni muzycznej został należycie przez niego oceniony. Był ze mnie dumny. Natychmiast kupił mi nowy garnitur i dał potrzebną sumę pieniędzy na opłacenie pierwszej raty czesnego. Na tym, niestety, kończyła się jego pomoc. Był młodym lekarzem, urządzającym swój dom i gabinet lekarski, nie było go więc stać na więcej, ale i to było wiele. Po rozejrzeniu się w nowym terenie i nawiązaniu kontaktów z nowymi kolegami, a w szczególności z Franciszkiem Wesołowskim, który już wcześniej o rok był studentem, zacząłem organizować swoje nowe życie. Kolega Wesołowski wskazał mi adres dwojga starych, uczciwych ludzi przy ulicy Freta 14, gdzie zamieszkałem. Opłatę za mieszkanie zapewniła mi moja siostra Maria.

…Okres okupacji

/Napisane przez kompozytora w Warszawie, 20 listopada 1995 roku./

Kamienica w Łodzi

Okres Łódzki

Następne dziesięć lat pracowałem w charakterze pedagoga w Państwowej Wyższej Szkole Muzycznej w Łodzi. Tu trzeba jeszcze cofnąć się do roku 1944, kiedy zaproponowano mi posadę organisty w Ursusie koło Warszawy. Decyzja przyjęcia przeze mnie tej pracy była podyktowana lepszymi warunkami materialnymi, a przede wszystkim jednak większym bezpieczeństwem rodziny, wobec nieuchronnie zbliżającego się powstania warszawskiego. W tym czasie mieliśmy już córeczkę Antoninę i spodziewaliśmy się drugiego dziecka. Mimo, że Ursus jest oddalony od Warszawy tylko o osiem kilometrów, to jednak uniknęliśmy wszystkich okropności powstania, a nawet udzielaliśmy schronienia wielu naszym przyjaciołom i znajomym, którzy zbiegli z transportów jadących do Rzeszy.

Tadeusz and Zofia with their children

Tadeusz i Zofia Paciorkiewiczowie z dziećmi. W środku od lewej: Paweł, Artur i Antonina. Łódź, 1951. /autor nieznany/

W 1949 roku zostałem zaproszony przez rektora Państwowej Wyższej Szkoły w Łodzi, prof. Kazimierza Sikorskiego i dziekana Kazimierza Jurdzińskiego do współpracy w charakterze profesora harmonii, kontrapunktu i innych przedmiotów teoretycznych. Z rodziną, składającą się już wtedy z żony i trojga dzieci (Antonina, Artur i Paweł) opuściliśmy Płock i wyjechaliśmy do Łodzi. Początki naszego życia na nowym miejscu były bardzo ciężkie, ale stopniowo się poprawiały. W 1954 roku podjąłem równoległą pracę pedagogiczną w Państwowej Wyższej Szkole Muzycznej w Warszawie, dokąd dojeżdżałem na dwa dni w tygodniu. W 1959 roku zostałem powołany przez prof. Kazimierza Sikorskiego, który w międzyczasie został rektorem Państwowej Wyższej Szkoły Muzycznej w Warszawie, na stanowisko wykładowcy przedmiotów teoretycznych w tejże uczelni. I znów przeprowadziliśmy się, tym razem z Łodzi do Warszawy, która miała być już ostatecznym celem naszych wędrówek. Nasz pobyt w Łodzi trwał równo dziesięć lat. Z Łodzią nie czuliśmy się związani. Dziesięć lat pobytu w tym mieście było jednym z epizodów w naszym życiu. Nigdy nie zrezygnowaliśmy z powrotu do Warszawy. Jednak pobyt w Łodzi, oceniając pod kątem mojego rozwoju artystycznego, trzeba uznać za bardzo korzystny. Tu powstały dwie symfonie, dwa koncerty fortepianowe, koncert skrzypcowy, liczne utwory kameralne, chóralne i pedagogiczne. Tu zacząłem się liczyć jako kompozytor. W kontakcie z pedagogami łódzkimi powstało wiele utworów pedagogicznych, szczególnie we współpracy z prof. Emmą Altberg, prof. Zofią Romaszkową i prof. Franciszkiem Jamrym, z którego rad korzystałem przy komponowaniu koncertu skrzypcowego. Niezmiernie ważne dla mojego rozwoju było to, że wszystkie nowe utwory były natychmiast wykonywane.

… W Warszawie

/Napisane przez kompozytora w Warszawie, 20 listopada 1995 roku./

Warszawa, okupacja niemiecka, parada zwycięstwa

Okres okupacji

Tadeusz Paciorkiewicz w Warszawie, 1938

Tadeusz Paciorkiewicz na Krakowskim Przedmieściu w Warszawie, 1938 /autor nieznany/

Podczas drugiego roku nauki zatrudniłem się, jako organista przy kościele oo. Jezuitów w Warszawie, przy ulicy Świętojańskiej. Tu równocześnie pracowałem i uczyłem się do roku 1939, to jest do momentu powołania mnie do wojska. Początkowo służyłem w Toruniu, a potem w Wesołej koło Warszawy [2]. Po napaści niemieckiej moja jednostka została skierowana na Wschód. Znane fakty potoczyły się tak szybko, że nie zdążyłem oddać strzału, kiedy Niemcy opanowali te tereny. Większość moich kolegów dostała się do niewoli. Mnie to ominęło dzięki wcześniejszemu przebraniu się w ubranie cywilne [3].Od tej chwili szedłem w kierunku Warszawy, pełen niepokoju o moją narzeczoną Zofię Wiaczkis i jej rodzinę. Znalazłem ją szczęśliwie pod nieco zmienionym adresem w gronie rodzinnym. Mieszkanie ich zostało częściowo zbombardowane. Zacząłem wówczas szukać środków do życia. Na terenie Warszawy nie miałem żadnych szans. Postanowiłem więc odwiedzić ojca, który był u mojego brata Józefa, w rodzinnym Sierpcu.

Tadeusz w 1938 roku /autor nieznany/

Tadeusz w 1938 roku /autor nieznany/

W drodze z Warszawy do Sierpca pociąg zatrzymał się w Nasielsku. Zapowiedziano postój na kilka godzin. Była to okazja do odwiedzenia mojego znajomego, bardzo mi przyjaznego, tamtejszego organisty, profesora Jana Bieńka [4]. Przyjął mnie nadzwyczaj życzliwie, a nawet zaproponował mi pracę jako pomocnika w obsłudze wielkiej parafii, jaką był wówczas Nasielsk. Ucieszony tą propozycją pojechałem do ojca w Sierpcu. Zastałem rodzinne miasto bardzo zmienione. Na wielu domach powiewały flagi ze swastykami. Pełno było kręcących się Niemców w mundurach wermachtu i SS. Idąc ze stacji kolejowej, oddalonej kilka kilometrów od miasta, byłem wiele razy legitymowany przez folksdojczów. W Sierpcu i w powiecie było zawsze dużo niemieckich kolonistów, którzy teraz spełniali funkcje donosicieli i niszczycieli ludności polskiej.

Zofia Wiaczkis, 1938

Zofia Wiaczkis, narzeczona Tadeusza, 1938 /fot. zakład FOTO MORO Warszawa/

Wreszcie dotarłem do ojca, który był bardzo przygnębiony tym co się stało. Uradował się moim powrotem do domu. Po bardzo krótkim pobycie u ojca zabrałem swoje ocalone ubranie i książki i wróciłem do Nasielska. Tu przebywałem blisko rok, pomagając panu Bieńkowi i udzielając prywatnych lekcji gry na fortepianie miejscowym dziewczętom. W czasie tego pobytu kilkakrotnie przechodziłem przez „zieloną granicę” do Generalnej Guberni, ponieważ Nasielsk według nowego podziału należał teraz do Rzeszy Niemieckiej. Być może w Nasielsku byłbym jeszcze dłużej, gdyby nie coraz większe trudności z przekraczaniem granicy. Schwytanych bito lub umieszczano w obozach pracy.

Tadeusz Paciorkiewicz i Zofia Wiaczkis

Ślub Tadeusza i Zofii Wiaczkis w kościele św. Marcina w Warszawie, 1941 /autor nieznany/

Po załatwieniu wszystkich formalności w Ciechanowie (Bezierk Ziechenau) opuściłem nasielski gościnny dom państwa Bieńków i wróciłem na dawne miejsce przy ulicy Freta 14 w Warszawie. Po kilkumiesięcznym pozostawaniu bez pracy, w ogromnie trudnych warunkach życiowych, trafiła mi się zupełnie przypadkowo praca organisty w kościele św. Marcina przy ulicy Piwnej 10. Był to naprawdę szczęśliwy moment w moim życiu. Oprócz niewielkiego wynagrodzenia otrzymałem dwupokojowe mieszkanie z kuchenką, co umożliwiło mi w 1941 roku zawarcie małżeństwa z moją ukochaną Zosią Wiaczkis.

Od tej chwili zaczęło się moje normalne, jak na czas okupacji niemieckiej, życie. Kościół św. Marcina nie był parafią. Administrował go miły staruszek ks. kan. dr Marcin Szkopowski. Żeby jakoś wyżyć musiałem się imać przeróżnych zajęć, jak np. nauczanie śpiewu w różnych szkołach, między innymi w tajnym Gimnazjum im. Królowej Jadwigi (dyr. pani Zanowa), w Szkole Przemysłowej przy ulicy Konopczyńskiego (dyr. pan Lipczyński), w szkołach powszechnych przy ulicy Freta 10 i przy ulicy Górczewskiej (obydwie Warszawskiego Towarzystwa Dobroczynności „Res Sacra Miser”). Udzielałem również prywatnych lekcji gry na fortepianie i prowadziłem amatorskie chóry. Wszystko to było bardzo niebezpieczne wobec ciągłych ulicznych łapanek i wywózki na roboty do Rzeszy lub, co gorsze, do obozów pracy.

Tadeusz Paciorkiewicz, 1943

Tadeusz przy kontuarze organów Konserwatorium Warszawskiego, 1943 /autor nieznany/

Wykonywane przeze mnie prace nie przysłoniły mi głównego celu życia kontynuacji moich studiów muzycznych. Nawiązałem kontakty ze swoimi profesorami: Bronisławem Rutkowskim, Arturem Taubem, Jerzym Lefeldem, a przede wszystkim z Kazimierzem Sikorskim. Wszyscy oni pracowali już w reaktywowanym Konserwatorium pod zmienioną przez Niemców nazwą Staatliche Musikschule in Warschau. Miała to być według okupanta szkoła typu średniego, ale profesorowie realizowali tajnie program Konserwatorium. Troska o stały rozwój wiedzy artystycznej dodawała mi sił do pracy i do przetrwania okropnego czasu okupacji. W 1943 roku zdobyłem dyplom ukończenia studiów w zakresie gry organowej [5]. Wtedy rozpocząłem studia kompozytorskie pod kierunkiem prof. Kazimierza Sikorskiego. Dyplom ukończenia studiów kompozytorskich uzyskałem dopiero w 1951 roku, w Państwowej Wyższej Szkole Muzycznej w Łodzi.

…W Płocku

/Napisane przez kompozytora w Warszawie, 20 listopada 1995 roku./

Przypisy

Przypisy do życiorysu Tadeusza Paciorkiewicza zostały opracowane przez syna Pawła Paciorkiewicza.

Przypis 1. Józefa Paciorkiewicz zmarła w 1920 roku, w wieku 38. lat, w wyniku grypy „hiszpanki”.

Przypis 2. Ojciec mój został powołany w lutym 1939 roku do 2 Dywizjonu Pomiarowego Artylerii Konnej, stacjonującego w Toruniu, w fortach na Rudaku. Służył on w tzw. plutonie dźwiękowym, którego zadaniem było prowadzenie nasłuchu w celu zlokalizowania stanowisk nieprzyjacielskich. Jego bardzo psotna klacz, na której jeździł, nazywała się Fortuna.

Przypis 3. Po wybuchu II wojny światowej, 2 Dywizjon Pomiarowy otrzymał rozkaz koncentracji w okolicach Kowla. W związku ze zbliżaniem się Armii Radzieckiej ze wschodu zmieniono rozkaz koncentracji w kierunku na Włodawę. 2 Dywizjon Pomiarowy do Włodawy jednak nie dotarł, ponieważ sytuacja na frontach: niemieckim i radzieckim doprowadziła do rozwiązania tej formacji. Część żołnierzy tego Dywizjonu przedarła się do Rumunii, a część rozeszła się do domów. Był to ich wolny wybór.

Przypis 4. Profesor Jan Bieniek prowadził również chór gimnazjalny w Płońsku, dokąd dojeżdżał z Nasielska. Został zamordowany przez hitlerowców.

Przypis 5. W okresie okupacji hitlerowskiej ojciec mój zajmował się również pracą artystyczną. Wspólnie z reżyserką Hanną Buterlewicz i choreografką Krystyną Rokitnicką, pod kierunkiem Leona Schillera, przyczynił się do wystawienia „Pastorałki” Leona Schillera.

Przypis 6. Założona przez mojego ojca, w lutym 1945 roku, Szkoła Muzyczna im. Karola Szymanowskiego w Płocku miała charakter 5-cio letniej szkoły zawodowej oraz szkoły umuzykalniającej, nie posiadającej określonego czasu nauki. Przy szkole funkcjonowało również przedszkole muzyczne, które z braku funduszy i kłopotów lokalowych po roku czasu zostało zamknięte. W 1949 roku, w wyniku reorganizacji, szkoła została rozszerzona i przyjęła charakter średniej szkoły muzycznej. Utworzono klasę organów oraz śpiewu solowego. Szkoła miała również m.in. dwie klasy fortepianu, klasę skrzypiec oraz akordeonu. Przy szkole działał chór i orkiestra. Dzięki wielkiemu zapałowi i entuzjazmowi mojego ojca oraz pozostałych pedagogów, szkoła szybko stała się bazą tamtejszego życia muzycznego. W oparciu o nią, w czerwcu 1946 roku, powstał Ludowy Instytut Muzyczny na Okręg Mazowiecki. W skład jego zarządu weszli: adwokat Kazimierz Askanas, dyrektor Liceum Pedagogicznego J.Gądzik, prezes „Wici” K.Dąbrowski, dr Stefania Kamińska i dyrektor Szkoły Muzycznej Tadeusz Paciorkiewicz, który jako jedyny członek zarządu profesjonalnie związany z muzyką, został zatwierdzony przez Zarząd Główny LIM na dyrektora okręgu mazowieckiego. W 1947 roku, ojciec mój razem z Faustynem Piaskiem założył na potrzeby chórów amatorskich Okręgową Poradnię Muzyczną, dysponującą własną biblioteką z bogatym zestawem pieśni świeckich, kościelnych i ludowych. W 1948 roku współorganizował utworzenie płockiej orkiestry kameralnej oraz chóru mieszanego. Życie zawodowe mojego ojca w Płocku nie tylko było związane z pracą pedagogiczną w szkole i działalnością w LIM-e. Prowadził on również chór amatorski Płockiego Towarzystwa Muzycznego, występował (także na antenie Polskiego Radia) jako koncertujący organista, przez cały czas pełnił funkcję organisty w katedrze płockiej oraz komponował pierwsze swoje utwory muzyczne.

Przypis 7. Koncert Jubileuszowy z okazji 50-lecia Państwowej Szkoły Muzycznej I i II Stopnia im. Karola Szymanowskiego w Płocku odbył się 25 lutego 1995 roku. Tego dnia osobiście towarzyszyłem mojemu ojcu. Tę interesującą uroczystość zaszczyciła swoją obecnością pani Hanna Gronkiewicz-Waltz, tym razem nie jako prezes NBP, lecz jako absolwentka szkoły.

Przypis 8. Ojciec mój borykał się cały czas z wieloma trudnościami, ale przede wszystkim z brakiem funduszy na remont budynku szkoły (pękające mury) oraz na poprawę warunków bytowych w bursie. Zdarzało się często, że własną pensję przeznaczał na potrzeby szkoły. To oczywiście nie rozwiązywało tych problemów, ponieważ było to za mało w stosunku do skali potrzeb. Aby rozwiązać problem finansowania szkoły, ojciec mój zabiegał o jej upaństwowienie. Władze miejskie zwlekały z podjęciem takiej decyzji. Ostatecznie jednak podjęto decyzję o upaństwowieniu szkoły i komisyjne jej przekazanie nastąpiło w dniu 16 maja 1949 roku. Dalsza współpraca z władzami miasta nie układała się pomyślnie. Władzom nie podobało się m.in., że w szkole była klasa organów oraz, że ojciec mój jako dyrektor szkoły był jednocześnie organistą w katedrze płockiej. Z kolei decyzja władz miejskich o przeniesieniu szkoły z dotychczas zajmowanego budynku do kilku pomieszczeń znajdujących się w miejscowym kinie, zupełnie nie nadających się do działalności szkolnej, a zwłaszcza muzycznej, przyspieszyła decyzję mojego ojca o opuszczeniu Płocka. Ojciec mój, jako artysta i człowiek całkowicie duszą i sercem związany z muzyką, nie zamierzał dłużej toczyć beznamiętnych, zabierających czas i nerwy, urzędowych i biurokratycznych potyczek. Po wyjeździe mojego ojca wielu innych działaczy i pedagogów również opuściło Płock. Nastąpił kryzys szkoły.

Warto wspomnieć, że kadra pedagogiczna szkoły i jej ówcześni uczniowie zgotowali mojemu ojcu wspaniałe, uroczyste i wzruszające pożegnanie. Z uroczystości tej zachowały się nuty „Kantaty pożegnalnej (pożegnanie dyrektora)”, napisanej przez J.W. (dziś nie wiemy, kto to był) oraz „Toastu na chór męski”, napisanego przez Faustyna Piaska, które wówczas odśpiewano. A oto słowa kantaty:

Kantata pożegnalna (pożegnanie dyrektora)

Kształciłeś nasze umysły, świetlaną głosiłeś wieść,
Wdzięczności pełne serca niosą Ci dank i cześć.
Wiodłeś nas drogą cnoty w idealniejszy świat,
Za to Ci dziś składamy swych uczuć wdzięczny kwiat,
Za to Ci dziś składamy swych uczuć wdzięczny kwiat.

Hartu uczyłeś dusze, by charakterów stal,
Nie zgięła wraża siła, wśród burzy życia fal.
Dziś, kiedy już opuszczasz nas i nasz szkolny próg,
Niechaj Ci gwiazda świeci, niech Cię prowadzi Bóg,
Niechaj Ci gwiazda świeci, niech Cię prowadzi Bóg.

Działalność mojego ojca w Płocku, która trwała zaledwie cztery i pół roku, zapisała się jednak w pamięci mieszkańców Płocka i okolic. Dowodem może być choćby fakt, że kiedy w latach 80., a później i 90. wielokrotnie razem z ojcem odwiedzaliśmy Płock i jego okolice, bardzo często starsi mieszkańcy rozpoznawali go na ulicy i serdecznie pozdrawiali.

Paweł Paciorkiewicz

Płock, Ratusz miejski, 1945-1950

W Płocku

Szkoła muzyczna w Płocku

Budynek w Płocku, w którym mieściła się założona przez Tadeusza w 1945 roku Szkoła /fot. Paweł Paciorkiewicz/

W lutym 1945 roku, po zakończonej okupacji niemieckiej, gdy jeszcze dymiły wojenne zgliszcza, wyjechałem do Płocka aby założyć szkołę muzyczną. Zamiar jej założenia szczegółowo już planowałem w okresie okupacji w Warszawie. Konfrontowałem go na zebraniach konspiracyjnych z wieloma wybitnymi przedstawicielami świata muzycznego, jak profesorami: Bronisławem Rutkowskim, Piotrem Perkowskim, Józefem Lasockim i Faustynem Kulczyckim. Z gotowym więc planem działania poszliśmy do Płocka razem z kolegą Feliksem Rudomskim, wyłącznie z własnej inicjatywy, bez żadnych delegacji, przede wszystkim dlatego, że w zrujnowanej Warszawie nie było jeszcze żadnych władz. Jedynym dokumentem, jaki udało mi się zdobyć i którym miałem się legitymować wobec władz w Płocku, było pismo od organizującego się na Pradze Kuratorium Szkolnego. Wybór Płocka, na pole późniejszej działalności, łączył się z moimi dawnymi osobistymi związkami z tym pięknym miastem. W Płocku spotkałem się z ogólną życzliwością, być może dlatego, że byłem już znany w tym mieście.

Orkiestra dęta Szkoły Muzycznej w Płocku

Orkiestra dęta Szkoły Muzycznej w Płocku, 1949. W środku siedzi kapelmistrz orkiestry, Jan Szymański. Trzeci od lewej siedzi Ryszard Paciorkiewicz, bratanek Tadeusza /fot. Zakład Fotograficzny W. Żabowski i S-ka./

Wybór Płocka na teren mojej prawie pięcioletniej działalności okazał się słuszny. Powstała szkoła, której dotąd w Płocku nie było. Przy szkole ogniskowała się szeroka działalność społeczna w zakresie chórów, szkolenia dyrygentów chórów amatorskich, a nawet sekcja teatralna, która pod kierunkiem pedagogów szkoły wystawiła w 1946 roku Wesele na Kurpiach ks. Władysława Skierkowskiego, przyjęte przez społeczeństwo z ogromnym entuzjazmem. Pod firmą Ludowego Instytutu Muzycznego organizowałem konkursy chórów amatorskich z Płocka i Mazowsza. Udało się również zorganizować doroczne Święto Pieśni [6].Szkoła Muzyczna w Płocku, obchodziła ostatnio uroczystość pięćdziesięciolecia założenia, do dziś spełnia doniosłą rolę w kulturze miasta i regionu [7]. Szkołę prowadziłem przez niecałe pięć lat. Życiowe sprawy i wyższe ambicje artystyczne, mówiąc ściślej kompozytorskie, zmusiły mnie do wyjazdu z Płocka w 1949 roku [8].

…Okres łódzki

/Napisane przez kompozytora w Warszawie, 20 listopada 1995 roku./

Zamek Królewski i Kolumna Zygmunta w Warszawie

W Warszawie

Tadeusz Paciorkiewicz, 1965

Tadeusz przy pracy, 1965 /fot. Paweł Paciorkiewicz/

Nasze życie w Warszawie było nadal bardzo aktywne. Córka Antonina i syn Artur kontynuowali naukę w Państwowym Liceum Muzycznym, Paweł zaś w Państwowej Podstawowej Szkole Muzycznej Nr 1. Tylko on nie chciał być muzykiem i po ukończeniu Liceum Ogólnokształcącego Nr 22 wstąpił na Politechnikę Warszawską i został magistrem inżynierem. Dwoje starszych dzieci, Antonina jako pianistka i Artur jako altowiolista, ukończyło Państwową Wyższą Szkołę Muzyczną w Warszawie.

Moje życie w Warszawie stało się bardziej unormowane i bardziej twórcze. Mówiąc skrótowo, skomponowałem tu operę Romans Gdański, wystawioną w Teatrze Wielkim w Łodzi, dwie opery na zamówienie Polskiego Radia w Warszawie (Usziko i Ligeję), nagrane i wykonane w programach Polskiego Radia, a nawet w BBC w Londynie (Usziko) z tłumaczeniem Gołosa na angielski. Na 500-lecie urodzin Mikołaja Kopernika skomponowałem oratorium De Revolutionibus, wystawione z wielkim powodzeniem w ramach uroczystości jubileuszowych w Olsztynie.

Tadeusz Paciorkiewicz, 1981

Tadeusz gra kolędy w święto Bożego Narodzenia, 1981 /fot. Paweł Paciorkiewicz/

Tu napisałem dalsze koncerty solowe z orkiestrą, łącznie 14: I organowy, puzonowy, altówkowy, harfowy, obojowy, trąbkowy, II organowy, podwójny skrzypcowy i na altówkę, organy i orkiestrę. Tu powstały następne symfonie (III i IV), liczne utwory kameralne, między innymi II Kwartet smyczkowy, Kwintet fortepianowy, uwertury na orkiestrę dętą oraz utwory na chóry a cappella.

W Akademii Muzycznej im. Fryderyka Chopina (wcześniej PWSM) przeszedłem kolejno wszystkie stopnie awansów naukowych: docenta, profesora nadzwyczajnego i zwyczajnego. Przez wiele kadencji byłem dziekanem wydziału pierwszego (kompozycji, dyrygentury i teorii). W latach 1969 – 1971 byłem rektorem macierzystej uczelni. Wielu studentów ukończyło pod moim kierunkiem klasę kompozycji, między innymi Marta Ptaszyńska, Zbigniew Bagiński, Stanisław Moryto i najmłodszy z nich Andrzej Matuszewski.

Obecnie jestem na emeryturze. Uczyłem przeszło 45 lat i nie chciałem przedłużać pracy pedagogicznej.

Tadeusz Paciorkiewicz
/Warszawa, dn. 20 listopada 1995 r./